Dzisiaj będzie trochę o sztuce wysokiej, trochę o ubraniach i sporo o folklorze. A wszystko w moim przypadku zaczęło się od zaproszenia na imprezę u kolegi, na której wymogiem uczestnictwa było wystąpienie w dowolnym przebraniu. Ponieważ moje dotychczasowe studenckie imprezy były zdecydowanie mniej finezyjne, dość długo zastanawiałam się za co/za kogo właściwie mogłabym się przebrać. Po serii pomysłów zbyt głupich i zbyt abstrakcyjnych, stwierdziłam, że najlepiej będzie jak pozostanę na znanym sobie gruncie i nie będę zbytnio kombinować, zwłaszcza, że miałam niejasne przeczucie, iż może stać się tak, że będę jedyną osobą, która zastosuje się do zaleceń gospodarza. I tak narodził się pomysł na strój, który w zasadzie przebraniem nie był, ale wśród zastanych przebrań za ninja, Lorda Vadera i żołnierza Bundeswehry wyglądał nawet całkiem oryginalnie. Skomponowany z tego co miałam, był luźnym nawiązaniem do młodopolskich obrazów przedstawiających chłopki w strojach ludowych i folkloru ukraińskiego, a wszystko w konwencji dolly style. Same zdecydujcie, czy mi się udało.
koszula - no name
pasek - jeans club
czerwona spódnica - Alpen Trachten, second hand
czarna spódnica - india shop
buty - boti
chustka - no name
opaska - hand made
i skrawek z firanki, który został po ostatniej zmianie wystroju, służący za zwisający fifrak, czy bez większego przeznaczenia